Kalendarium

czwartek, 26 października 2017

Wehikuł czasu - Muzeum Narodowe zaprasza w gościnne progi biedermeierowskiego domostwa

kulturalna.warszawa.pl
Przekraczając gościnne progi Muzeum Narodowego w Warszawie nie sposób nie zauważyć białego króliczka. Zwierzak całkiem nie zdając sobie sprawy, jakie ciepłe uczucia wywołuje wśród zwiedzając, smacznie skupie trawę. Idealistyczny widoczek zaprasza do odwiedzenia najnowszej wystawy, która rozgościła się w stolicy.

Pierwsza taka wystawa we współczesnej Polsce

Kuratorki Anna Kozak oraz Agnieszka Rosales Rodriguez zaprezentowały po raz na tak szeroką skalę we współczesnej Polsce sztukę biedermeier. W muzealnych salach na zwiedzających czeka ponad 400 eksponatów - obrazy, meble, szkło, biżuteria czy tkaniny - prezentujących niemiecką, jak i narodową odmianę kierunku, ze szczególnym uwzględnieniem sztuki biedermeieru na ziemiach polskich.

Pierwsza część wystawy dotyka tematyki stabilizacji w Europie po zakończeniu wojen napoleońskich oraz pokazuje szczególne miejsce rodziny, która została ukoronowana w epoce Biedermeier. Na zwiedzających spoglądają zamożni mieszczanie uwiecznieni w ckliwych scenach rodzinnych.

TVP Info
Stawiając kolejne kroki wchodzimy w świat dziecka - jego rozrywki i edukacji. Rola dziecka została po raz pierwszy wyszczególniona w sztuce - to nie jest już mały dorosły, ale dziecko potrzebujące zabawy, chętnie odkrywające poprzez zabawę świat. Na szczególną uwagę zasługują małe, dziecięce mebelki oraz lalka powstała ok. 1840 roku w fabryce Andreasa Volta.

Ojczyzna, region, mała ojczyzna - pod takim hasłem stoi trzecia część wystawy. Zaprezentowane zostały zagadnienie turystyki uzdrowiskowej i patriotycznej oraz związane z tymi podróżami bibeloty - pamiątki, litografie, albumy.

Na koniec wystawy zapraszani jesteśmy w gościnne progi biedermeierowskiego domu - miejsca słynącego z częstych spotkań rodzinnych czy towarzyskich. Zaaranżowano trzy biedermeierowskie wnętrza. Przechodząc dalej naszym oczom ukaże się wzornictwo z pierwszej połowy XIX wieku. Zbiory te wydają się niezwykle współczesne, dzięki swojej prostocie. Zarazem niosą również nutę uniwersalności.

Sztuka mieszczan dla mieszczan

Biedermeier  narodził się w krajach niemieckojęzycznych po kongresie wiedeńskim. Z roku na rok nurt ten zaczął znacząco wpływać na całą Europę.

Nazwę stylu wymyślił Ludwig Liederlust. W wierszowanych krótkich opowiadaniach wydawanych na łamach jednego z monachijski czasopism opisany był pan Biedermeier - mieszczuch, niemiecki filister zamykający się w życiu domowym.

Krótka krytyka

Pamiętać należy, że biedermeier to styl w sztuce, literaturze, muzyce i architekturze wnętrz. I tutaj tkwi szkopuł - wydaje się, że kuratorki po macoszemu potraktowały literaturę i muzykę, nie przywiązując do nich szczególnej uwagi. Zapomniano o niezwykle bogatej literaturze niemieckojęzycznej, podobnie potraktowano muzykę - zapominając o Schubercie czy Schumanie - ulubionych twórcach epoki. Muzyka, szczególnie ta fortepianowa, była ulubionym elementem spotkań towarzyskich, które kwitły w tym okresie. Postawienie jednego fortepianu oraz jednego fortepianu podróżnego nie załatwia, niestety, sprawy. Jakże miło zwiedzałoby się wystawę przy towarzystwie cichej fortepianowej muzyce - a że Muzeum Narodowe na możliwość aranżacji cichego muzycznego akompaniamentu, mogliśmy przekonać się przy niejednej wystawie czasowej.

Polskie Radio
Uczestnicząc w wykładzie wprowadzającym do wystawy usłyszeć można było wielokrotnie, jak duże znaczenie w tym okresie odkrywało wzornictwo oraz architektura wnętrz. Na wystawie, niestety, nie wykorzystano potencjału Biedermeier. Postawiono meble nie dbając o szczegóły. Zapomniano o wzornictwie w tapetach - przy współczesnej technice, nie trzeba było przecież kłaść oryginalnej tapety, wystarczyła tylko wiarygodna jej namiastka. Dywany, które znajdowały się przy stołach czy kanapach, też nie miały okazji zagościć w Muzeum Narodowym. Odebrano intymność oraz zaciszność wnętrzom. Nie są one przytulne, nie ozdobiono ich rysunkami, kwiatami czy zwykłymi bibelotami.

Na piedestale stawiano również życie rodzinne, ale zupełnie zapomniano o tym, że w okresie Biedermeier narodziła się tradycja obchodzenia Bożego Narodzenia w taki sposób, jaki znamy obecnie - przy rodzinnym stole, choince, z kolędami i podarunkami.

Zabrakło mi również zdumiewających domków dla lalek, które w tym okresie były tak bardzo popularne w mieszczańskich domach. W niemieckich muzeach zawsze zachwycają one zwiedzających i sprawiają, że nie jeden dorosły, chciałby być przez chwilę dzieckiem i móc się pobawić.

Zwiedzając wystawę, która szumnie jest ogłoszona pierwszą taką wystawą we współczesnej Polsce, zabrakło mi duch biedermeieru. Czułam, że obracam się wokół bogatej kolekcji, ale pozwolono mi się przenieść w czasie.

piątek, 4 sierpnia 2017

Ostatni dzwonek! Wystawa Relacja Warszawa-Zakopane

Przekraczając próg Królikarni przenosimy się do magicznego Zakopanego. Wita nas Panorama Tatr, fragment olbrzymiej kompozycji oraz ogromny niedźwiedź, spoglądający groźnym okiem na zwiedzających. Muzeum Narodowe w Warszawie oraz Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem zapraszają na wystawę Relacja Warszawa-Zakopane. Podążamy śladami twórców, którzy ukochali sobie Zakopane oraz Tatry i z umiłowaniem krążyli między stolicą państwa a zimową stolicą Polski. Wystawa opowiada o silnej, kulturotwórczej więzi pomiędzy tymi dwoma miastami.


Kakofonia sztuki

Wchodząc do pierwszej sali rozprzestrzenia się przed zwiedzającymi Panorama Tatr. W specjalnie wybudowanej rotundzie na warszawskich Dynasach od 1896 roku podziwiać można było olbrzymią kompozycję odzwierciedlającą polskie Tatry. Przedłużeniem obrazu była iluzjonistyczna scenografia. Do wybudowania sztucznej góry sprowadzono koleją do Warszawy kilka ton tatrzańskiego granitu. Do dzisiejszych czasów zostały jedynie fragmenty owej Panoramy. Tuż obok obrazu znajdziemy zielnik mchów tatrzańskich Tytusa Chałubińskiego, z którego inicjatywy Zakopane w II połowie XIX wieku uzyskało status stacji klimatycznej, czyli uzdrowiska.

Obok Panoramy Tatr oraz zielnika mchów tatrzańskich kuratorzy przygotowali dla zwiedzających kolekcję rysunków Witkacego, rzeźby szkoły zakopiańskiej, tkaniny i zabawki tworzone przez uczniów Antoniego Kenara, modernistyczne projekty schroniska w Morskim Oku, kolaże Jana Dziaczkowskiego oraz nowe prace Zbigniewa Rogalskiego i Igora Omuleckiego. Wystawa pokazuje kakofonię stylów artystycznych oraz splecione towarzyskie biografie zakopiańskich twórców.


Zakopiańska choroba

Pomimo statusu uzdrowiska z Zakopanego twórczy wracali chorzy. Chorzy na choroby ducha oraz rozgorączkowani twórczo – wspominał Rafał Malczewski. W tym spojrzeniu na zimową stolicę wtórował młodemu Malczewskiemu Witkacy, który do listy spożywanych psychoaktywnych substancji dopisał zakopianinę – metaforę prawdziwej atmosfery miasta, która niejednego przyciągała, ale także i pogrążyła.

Warszawskiej wystawie towarzyszy proces twórczy ośmiu stołecznych artystów i artystek, którzy wybrani w ramach otwartego konkursu, wyjechało na plener w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Efekty zakopiańskiego rozgorączkowania twórczego będzie można podziwiać w parku Morskie Oko, nieopodal Muzeum Rzeźby Królikarnia.

Zauroczenie zakopiańskie

Zakopane oraz same Tatry były nie tylko niewyczerpalnym źródłem inspiracji dla twórców, ale również strefą wolności i nadziei dla Polaków w podzielonym zaborami kraju. Tatry uznane za powszechne dobro narodowe inspirowały do fantazjowania i snucia utopijnych projektów ich przebudowy. Po śmierci Józefa Piłsudskiego zrodził się pomysł, by uznać Giewont za pomnik wodza wystawiony mu przez naturę. Popularność przeżywały Tatry również w okresie socrealizmu, kiedy to przywrócił im sławę Jan Dziaczkowskiemu, który w swoich kolażach wklejał w górski pejzaż socrealistyczne osiedla mieszkaniowe Warszawy.


Ten weekend to ostatnia szansa na zobaczenie wystawy w Warszawie, później muzea zapraszają do Zakopanego, gdzie wystawa będzie otwarta dla zwiedzających od 19 maja do 2 września 2018.