Wojenna zawierucha zabierała nie tylko ludzkie życie, ale również stawiała na włosku istnienie wielu dzieł sztuki. Armie amerykańskie i brytyjskie zdając sobie sprawę z zagrożenia zdecydowały się powołać do życia specjalne oddziały, których zadaniem było ratowanie europejskiej kultury.
1943 r. generał Dwight Eisenhower wydał rozkaz. W armii amerykańskiej utworzony został specjalny oddział mający na celu ochronę bogactwa historycznego Europy. A czele tej formacji stanęli artysta i wykładowca uniwersytecki Dean Keller oraz historyk sztuki Fred Hartt. Życie na froncie tych dwóch osób staje się przedmiotem zainteresowania autora. Opowieść przenosi nas do 1943 r., lecz zamiast cieszyć się słońcem Italii, z zapartym tchem kibicujemy bohaterom w ich działaniach. Oni ochronią włoską kulturę przed zniszczeniem oraz edukują żołnierzy w tematyce dziedzictwa kulturowego.
Dzieła sztuki w czasie działań wojennych
Niemcy wykorzystując sytuację, pod osłonką chęci ratowania dzieł sztuki, wywozili masowo dziedzictwo kulturowe podbitych krajów. Zamiast znajdować schronie w specjalnie przygotowanych na to miejscach, dobra kultury ozdabiały rezydencje rządzących III Rzeszą, część z nich miało również zostać wyeksponowanych w powstającym Muzeum Führera w Linzu.
Na ratunek Italii. Zdążyć ocalić skarby sztuki przed Nazistami to powieść historyczna. Napisana w wartki, bardzo porywający sposób. Pochłania się ją niczym fascynujący thriller. To również znakomite źródło wiedzy. Wszelkie informacje opisane przez Roberta Edsela, zafascynowanego bogactwem kulturowym Włoch, poparte zostały gruntownymi badaniami.
Książka stara się odpowiedzieć na pytanie, czy działania garstki zapaleńców, którzy w czasie, gdy na każdym kroku umierali ludzie, skupiali się na ratowaniu dzieł sztuki, jest szaleństwem czy normalnym zmartwieniem.
Każdy ma coś za uszami
Wojna stwarza idealne warunki, aby zboczyć na złą drogę i ulec pokusie. Pokusie ulegli nie tylko niemieccy żołnierze, ale również i alianccy, o czym skrzętnie zapomina autor tej książki. Jest to jednak przypadłość, którą można zaobserwować nie tylko u Roberta Edsela, ale również ostatnio zachorował na nią George Clooney. Ten ostatni w swoim filmie też wyniósł obrońców sztuki na piedestał. Pokazał złych Niemców i Rosjan, zapominając całkowicie, że wiele dzieł sztuki znalazło nowy dom za oceanem, a podążyły tam wraz z amerykańskimi żołnierzami. Oni również traktowali dziedzictwo kulturowe jako pamiątki z frontu. Zamiast tego autor triumfalnie ogłasza, że gdyby nie działania specjalnych oddziałów, nie mielibyśmy okazji podziwiać wielu dzieł sztuki Michała Anioła, Tycjana czy Botticiellego. Przedstawia Niemców jako bestie, zapominając o alianckich nalotach na europejskie kraje. Mała hipokryzja.
Książka jest niewątpliwie bogatym źródłem informacji o samych wydarzeniach wojennych mających miejsce we Włoszech, ale również i o niebotycznym działaniu specjalnego oddziału armii amerykańskiej. Jednak jest pewne niedociągnięcie merytoryczne, które mi jako germanistyce szczególnie przeszkadza. Mianowicie zaliczenie Hansa Makarta oraz Arnolda Böcklina do malarzy niemieckich uważam za pewne wykroczenie. Proszę pamiętać, że pierwszy z nich był Austriakiem, a drugi Szwajcarem. Mam nadzieję, że przy kolejnym wydaniu książki, uchybienie to zostanie poprawione.
Polecam sięgnąć po tę książkę wszystkim fanom sztuki, zafascynowanym historią. To dobra dawka wiedzy.